Po pierwsze: użytkownik!
O roli badań w projektach architektonicznych rozmawiamy z Jolą Starzak, współwłaścicielką pracowni architektonicznej Atelier Starzak Strebicki.
Od czego zaczynacie proces projektowy, kiedy otrzymujecie zlecenie? Rozumiem, że to może się różnić, ponieważ projektujecie w różnych skalach, zarówno wnętrza jak i budynki, ale jaki jest Wasz pierwszy krok?
Cały proces zaczynamy od spotkania z klientami i sprawdzenia, czy ich ambicje i nasze ambicje jako biura projektowego się spotykają i czy to właśnie my jesteśmy w stanie im pomóc jako projektanci, ponieważ nie każdy architekt pasuje do każdego klienta, każdej klientki.
Czyli przeprowadzacie swego rodzaju wstępną weryfikację i na tym etapie decydujecie, czy podejmiecie się zlecenia?
Nie bierzemy wszystkich zleceń, ponieważ klienci mają różne oczekiwania co do zadań jakie ma projektant. Projektant/projektantka może być opiekunem całego projektu i tworzyć spójną stylistycznie wizję, ale są też klienci, dla których projektant/projektantka jest swego rodzaju kreślarzem wykonawcą, którego zadaniem jest narysowanie wszystkich elementów, istniejących już w głowie zleceniodawcy. Tego staramy się unikać. Dlatego na początku spotykamy się z klientami, żeby opowiedzieć im o tym, jak pracujemy, pokazać przykładowe projekty. I to jest pretekst do rozmowy o tym, kim my jesteśmy, kim jest klient/klientka i czy wspólnie się dogadamy. We współpracy z klientem/klientką kluczowe jest dla nas: czy klient/klientka chce posmakować zupy pomidorowej naszego autorstwa i potrafi nam zaufać, że będzie smaczna, czy raczej chce nam powiedzieć, jaką zupę mamy dla niego/niej ugotować i jakich składników do tego użyć.
Porozmawiajmy o klientach w wielkiej skali, tzn. o projektach urbanistycznych i architektonicznych. Czy na starcie jesteście wyposażani w materiały zastane – analizy, badania, raporty? Czy też research jest po Waszej stronie?
Przywiązujemy ogromną wagę do researchu. Wykonujemy całkiem sporo dużych projektów, dlatego mamy już solidną wiedzę na temat strategii urbanistycznych, projektowania przestrzeni, kwartałów miejskich i tak dalej. Projekty urbanistyczne dla podmiotów publicznych robimy tylko i wyłącznie w Belgii oraz w Niemczech. W naszej ocenie tego rodzaju instytucje są bardzo dobrze przygotowane. Tamtejsi klienci zatrudniają biura badawcze, które robią dla nich research. Zbierają wnioski do podsumowania, będącego briefem projektowym, które następnie my jako studio architektoniczne otrzymujemy do analizy. W kolejnym kroku reprezentanci instytucji publicznych spotykają się z nami na miejscu projektu i opowiadają nam o swoich ambicjach, potrzebach, oczekiwaniach. Nasz research w takich przypadkach wykorzystuje otrzymany od zleceniodawcy materiał i rozwija go, uzupełnia, a czasem kwestionuje. Badamy potrzeby mieszkańców, nie zakładając z góry, że wszyscy mamy takie same pragnienia. Słuchamy, rozmawiamy. Dla nas myślenie o użytkowniku/użytkowniczce porządkuje cały proces, inspiruje w projektowaniu i podpowiada tropy.
Czyli sami również robicie badania na miejscu?
Tak, ale to również zależy od kraju, w którym prowadzimy projekty. Jeśli pracujemy w Belgii mamy w umowie zapisane, że musimy przeprowadzić różnego rodzaju badania. Warunkiem uczestnictwa w tych projektach jest interdyscyplinarny zespół. Czyli na przykład startujemy do takich projektów z biurem krajobrazu i z biurem, które tylko i wyłącznie zajmuje się miękkimi działaniami, np. badaniami. Czasem są to jakieś interwencje w przestrzeń, czasami jest to zbieranie i analizowanie informacji, zależy od projektu i zależy od formuły. Już na etapie pozyskiwania tego zlecenia bardzo często trzeba opisać metodologię pracy nad projektem. Interdyscyplinarny zespół złożony z co najmniej trzech członów (architekt/ka, badacz/ka, specjalista/ka ds. krajobrazu – przyp. red.) to absolutny wymóg, by móc przejść wstępną selekcję w konkursie/przetargu, a bardzo często dochodzą jeszcze eksperci związani np. z zarządzaniem wodą albo z zarządzaniem systemem ruchu ulicznego.
Czy w Polsce przetargi mają podobne obostrzenia i wymogi związane z interdyscyplinarnością zespołu?
Myślę, że to się pojawia, ale nadal jest jeszcze dosyć rzadkie. Mam wrażenie, że wiele tych danych jest pozyskiwanych właśnie z różnorodnych źródeł, ale brakuje etapu, w którym ktoś je analizuje, podsumowuje i przekazuje projektantom jako wskazówki do dalszego procesu projektowego.
Z czego to może wynikać?
Niekoniecznie może mieć to związek z budżetem, a bardziej z chęcią realizacji projektów w optymalnie krótkim czasie, w którym być może nie ma miejsca na dłuższy proces badawczy i analizę. Z kolei w Niemczech czy w Belgii ten proces rozpędu, rozbiegu projektu jest długi. Przez to potem proces projektowy jest dosyć sprawny, ponieważ zbadanych jest bardzo wiele danych i czynników, które mogą mieć wpływ na realizację projektu i to jak on będzie funkcjonował. Ważne, by zmienić myślenie na takie, w którym wydawanie pieniędzy na dłuższy, ale przemyślany proces, uwzględniający badania, to de facto oszczędność w przyszłości za 5, 10, 20 lat. Wielkie projekty urbanistyczne to znacząca ingerencja w przestrzeń i w życie ludzi, to decyzje na wiele lat, wiele pokoleń.
Czyli ważne jest to, by myśleć co się stanie z danym budynkiem w przyszłości, jak on się będzie zmieniał?
Tak, mówimy tu o zagadnieniu Life Cycle Assessment czyli środowiskowej ocenie cyklu życia projektu, często traktowanej po macoszemu, niedocenianej oraz o Social Life Cycle Assessment. Nie jest to jednak tak, że nie mamy przykładów dobrych praktyk w Polsce. Jako studio projektowe pomagaliśmy na przykład Urzędowi Miasta w Poznaniu stworzyć regulamin konkursu dla projektu Rynku Łazarskiego. Elementem tego procesu była prezentacja procedur obowiązujących w Belgii przy takich realizacjach. Dlatego regulamin konkursu miał spójny brief, będący wspólnie wypracowanymi rozwiązaniami przez wiele różnych instytucji i wydziałów urzędu. Określał na przykład bardzo precyzyjnie założenia przyszłego układu drogowego wokół rynku. Dzięki temu wszyscy uczestnicy konkursu pracowali z tymi samymi założeniami i nie musieli rozwiązywać zagadnień, w których nie są ekspertami. Reasumując ważne, by nie zabrakło starannego myślenia o projektowanej przestrzeni, o tym jak ona się starzeje, jak funkcjonuje, jak może się zmienić i pozostać elastyczną na zmiany, które trudno jest nam przewidzieć.
Jak długo cały taki proces może trwać na przykładzie Waszych doświadczeń z Belgii i Niemiec?
Jesteśmy autorami master planu i przekształcenia przestrzeni publicznej w miejscowości Strombeek-Bever niedaleko Brukseli. Wygraliśmy konkurs w 2013 roku, co oznacza, że wcześniej jeszcze przez dwa-trzy lata ktoś opracowywał wszystkie wytyczne. Zakończyliśmy ten projekt w 2015/16 roku i część proponowanych przez nas rozwiązań została niedawno zaaplikowana w tych przestrzeniach, a część to plan na kolejne 25 lat. Jak widzisz to może być kwestia nawet 20 lat.
Czy w trakcie tego bardzo długiego procesu jest ktoś, kto patrzy na to, jak ta przestrzeń żyje i się zmienia? Zakładam, że pomimo wielu badań i analiz, nie wszystko da się przewidzieć, prawda?
W Belgii powszechna jest praktyka przekształcania przestrzeni na chwilę (na przykład Boulevard Anspach w Brukseli) po to, by sprawdzić jak te rozwiązania działają. Potem dopiero aplikuje się zmiany na stałe, po wyciagnięciu wniosków i to pozwala uniknąć nieustannych kosztownych poprawek oraz bardziej zadbać o kwestię rozczarowania i niezadowolenia mieszkańców/użytkowników. Myślę, że ta praktyka, by w bardzo przemyślany sposób przekształcać przestrzenie, jest coraz powszechniejsza także w związku z tym, co się dzieje z klimatem. Wiele miejsc już zniszczyliśmy. Bezpowrotnie.
Czy myślisz, że sami projektanci i architekci powinni mieć jakieś podstawowe kompetencje badawcze?
Myślę, że powinni i myślę, że często je mają, tylko nawet nie wiedzą, że to, co robią, to jest de facto badanie i nie wiedzą, że ma ono swoją nazwę i metodologię.
Czy przy projektowaniu wnętrz, czyli pracy w mniejszej skali też widzisz jakieś elementy procesu badawczego?
Oczywiście, tu przede wszystkim korzystamy z wywiadów pogłębionych i obserwacji. Ważne są rytuały – to, jak ktoś używa przestrzeni. Bardzo często klienci przychodzą do projektanta/projektantki i mówią, że podobają się im wnętrza znajomych lub projekty z gazety/katalogu, mieszkanie airbnb, w którym spędzili wakacje. Oni także chcieliby mieć ogromną, otwartą przestrzeń z wyspą kuchenną na środku i w związku z tym są gotowi zmienić swoje życie, dostosować się do tych nowych przestrzeni i nauczyć się inaczej funkcjonować. Tymczasem, kiedy odwiedzimy ich i zobaczymy jak tak naprawdę mieszkają i poruszają się w swojej przestrzeni, okazuje się, że oni zamykają kuchnię, gdy gotują, bo nie lubią zapachu jedzenia roznoszącego się po całym mieszaniu lub, że w łazience robią coś tak, a nie inaczej. I to jest dla nas istotna wskazówka, ponieważ zależy nam, by przestrzeń spełniała potrzeby klienta a nie na odwrót.
Czyli obserwujecie na miejscu i dostrzegacie znaki, swego rodzaju mikro ruchy wynikające z jakichś przyzwyczajeń, które warto uwzględnić w projekcie. A jak przeprowadzacie wywiady? Macie scenariusz?
Mamy przygotowaną prezentację z różnymi projektami przestrzeni. To zbieranie informacji od klienta/klientki jest trochę taką miłą rozmową. Czasem ktoś powie coś zupełnie nieoczywistego, szalonego, a my traktujemy to bardzo poważnie jako punkt wyjściowy do wymyślania koncepcji i głównej osi projektu, wokół której pracujemy. Na przykład pewnego razu klientka wspomniała mimochodem, że lubi jeść obiady w wannie, więc byłoby super, gdyby jej wanna wychodziła na kuchnię. Super pomysł! Zaprojektowaliśmy dla niej mieszkanie z łazienką, która ma przesuwaną ścianę. Po jej odsunięciu cała łazienka otwiera się na przestrzeń kuchni i wówczas naprawdę można zjeść obiad w wannie z widokiem na własny salon. Bardzo często takie opowieści o hobby, o nieoczywistych potrzebach i przyzwyczajeniach albo marzeniach są dla nas inspiracją do stworzenia projektu.
To jest pewnie standard? Tak pracują projektanci?
Tego nie wiem. My tak lubimy, ale to nie jest tak, że to wynika z jakiejś wyuczonej metodologii. Bardzo nam się to podoba, odnajdujemy się w tym i po prostu łatwiej jest wymyślić koncepcję, jeśli troszkę znasz osobę, dla której projektujesz. Zdecydowanie trudniej jest projektować bez ograniczeń.
Czy ze swojej edukacji też zaczerpnęłaś wiedzę na temat badań użytkownika?
Tak w Holandii (Jola ukończyła architekturę w Akademii Architektury i Urbanistyki w Rotterdamie oraz urbanistykę na Uniwersytecie Nauk Stosowanych w Tilburgu – przyp. red.) projektowanie studiuje się równolegle z psychologią, socjologią, antropologią i filozofią. Spotykasz filozofa/filozofkę, który/a rozmowami pobudza twoją wyobraźnię. Masz zajęcia z socjologiem/socjolożką, który/a mówi ci, byś cały czas przyglądała się rzeczom precyzyjnie. Nawet pozornie nudne sytuacje są pełne różnych ciekawych tropów i wątków. Ważne, by nie wyciągać pochopnych wniosków, tylko spojrzeć na sytuację z różnych perspektyw. W Holandii uczono mnie, że jestem swego rodzaju facylitatorką życia, że architekci nie są wizjonerami, artystami z wielkim ego i osobami, które narzucają ludziom jak mają żyć. Są bardziej osobami, które w nieoczywisty, fajny, mądry, pożyteczny i piękny sposób potrafią zinterpretować to, w jaki sposób ludzie przestrzeni używają i czego potrzebują.
Świetna puenta dla naszej rozmowy! Dziękuję!
Jolanta Starzak – architekta i urbanistka (członkini Wielkopolskiej Okręgowej Izby Architektów oraz Izby Architektów w Holandii), współzałożycielka pracowni architektonicznej Atelier Starzak Strebicki, wykładowczyni i koordynatorka Kierunku Wzornictwo – School of Form na Wydziale Projektowania na Uniwersytecie Humanistycznospołecznym SWPS w Warszawie.